Zdesperowany Scott Parker dokonał wielu zmian, próbując odmienić losy swojego zespołu, ale początkowe minuty nie zapowiadały niczego poza kolejnym trudnym popołudniem.
David Brooks już na początku ostrzegł The Clarets, oddając groźny strzał na bramkę. Chwilę później był jeszcze bliżej celu, gdy jego podkręcony strzał minął słupek o centymetry, a Martin Dubravka był już bezradny.
Powstrzymanie naporu Bournemouth w pierwszej połowie było dla Burnley sporym wyzwaniem. W obecnej sytuacji drużyna może uznać przetrwanie pierwszych 30 minut bez straty gola za mały sukces.

The Cherries przez większą część pierwszej połowy prezentowali się jednak rozczarowująco i nie zbliżyli się do poziomu gry w ofensywie, jaki pokazali w poniedziałek na Old Trafford.
Antoine Semenyo próbował odmienić losy spotkania, uderzając z dystansu, ale jego strzał prawą nogą minimalnie minął słupek.
Podopieczni Andoniego Iraoli mogli zostać skarceni tuż przed przerwą, gdy Jaidon Anthony skierował piłkę do pustej bramki na dalszym słupku. Niestety dla byłego zawodnika Bournemouth, Josh Laurent był na spalonym w trakcie akcji.
Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak pierwsza – gospodarze byli aktywniejsi, ale mieli problem z kreowaniem sytuacji. Mimo starań Semenyo, który posłał piłkę wzdłuż pola bramkowego, w polu karnym zabrakło jednak zawodnika w czerwono-czarnych barwach, który mógłby wykończyć akcję.
Być może to wpłynęło na decyzję Semenyo, który najszybciej zareagował na nieudane wybicie Laurenta i precyzyjnym strzałem w dalszy róg nie dał szans bramkarzowi.

Parker w końcówce postawił wszystko na jedną kartę, przechodząc z ustawienia z pięcioma obrońcami na czterech, ale wydawało się, że to za mało i za późno. The Clarets pod koniec mocniej zaatakowali i w ostatnich minutach dopięli swego – Marcus Edwards dośrodkował na dalszy słupek, gdzie Armando Broja głową zdobył swojego pierwszego gola dla klubu. Bournemouth notuje już ósmy mecz z rzędu bez zwycięstwa i na razie nie widać końca tej serii dla zespołu Iraoli.
