Omonia Nikozja – Raków Częstochowa (0:1)
Raków był jedną z nielicznych drużyn pewnych dalszej gry w Lidze Konferencji, ale niezależnie od swojej sytuacji przyzwyczaił nas do tego, że zaczyna mecze spokojnie. Tak było też w Nikozji, gdzie Omonia miała wolną rękę w podchodzeniu pod pole karne, by następnie rozbijać się o defensywę gości. W pierwszych minutach padł jedyny celny strzał Koniczynek do przerwy, choć Oliwier Zych nie był zagrożony.
Pierwsze ofensywne kroki Rakowa przyszły tuż przed upływem 10 minut. Najpierw zablokowany został strzał z dystansu Brunesa, następnie Repka uderzał z główki po rzucie rożnym, a Anastasios Chatzigiovanis wybił piłkę przed wejściem do bramki. Raptem minutę później Brunes lekkim, technicznym strzałem chciał posłać piłkę pod dalszy słupek, dał się zatrzymać Fabiano Freitasowi.
Choć po tej fazie nastąpiła seria stałych fragmentów Omonii pod bramką Rakowa, to trudno powiedzieć, by Medaliki były zagrożone w pierwszej połowie, gra wydawała się pod kontrolą polskiej drużyny. Brakowało tylko finalizacji, jak przy główce Makucha z 28. minuty. Za to po przerwie na finalizację trudno było narzekać: już w 49. minucie Michael Ameyaw wkręcił piłkę w pole karne, a Oskar Repka na dalszym słupku wpakował ją do bramki głową.
Scenariusz układał się idealnie dla Marka Papszuna: jego zespół umie trzymać prowadzenie, a rywale w kolejnych minutach wyglądali na coraz bardziej sfrustrowanych. Heninh Berg szybko wykorzystał cztery zmiany, a pierwszym istotnym efektem był strzał Ewandro w boczną siatkę. Ten sam zawodnik u progu ostatnich 10 minut ponownie posłał ostrzeżenie – jego strzał piętą minął słupek nieznacznie.
Scenariusz układał się idealnie dla Marka Papszuna: jego zespół umie trzymać prowadzenie, a rywale w kolejnych minutach wyglądali na coraz bardziej sfrustrowanych. Heninh Berg szybko wykorzystał cztery zmiany, a pierwszym istotnym efektem był strzał Ewandro w boczną siatkę. Ten sam zawodnik u progu ostatnich 10 minut ponownie posłał ostrzeżenie – jego strzał piętą minął słupek nieznacznie.
Raków potraktował ten sygnał poważnie: najpierw Brunes uderzał za blisko środka bramki, a po nim świeżo wprowadzony Peter Barath w 85. minucie huknął z 19 metrów i Fabiano instynktownie wybijał. W doliczony czas z niecelną próbą weszła Omonia, ale Medaliki nie pozwoliły na więcej.

AZ Alkmaar – Jagiellonia Białystok (0:0)
Głównym zadaniem Jagiellonii było przetrwać mecz w Alkmaar, choć nawet porażka oznaczała niemal pewną grę w kolejnej fazie. Zadanie stało się bardzo trudne już po minucie, gdy z bolesną kontuzją zszedł Dusan Stojinović. AZ wyraźnie przeważało, odcinając Jagę od jakichkolwiek akcji pod swoją bramką. Za to na połowie białostoczan gorąco było raz za razem.
Sławomir Abramowicz wygrał pierwszą sytuację ze Svenem Mijnansem już w 5. minucie, dusząc na linii piłkę po niskim strzale. W 14. minucie zatrzymał go ponownie z ostrego kąta, a w 21. minucie wyręczył go ekwilibrystycznie Taras Romanczuk, gdy Holender doszedł do wymarzonej sytuacji na 7. metrze.
Dopiero po 35 minutach doczekaliśmy się strzału Jagiellonii, za to od razu jakościowego: Oskar Pietuszewski zszedł z pole karne i z ostrego kąta szukał miejsca pod poprzeczką, Owusu-Oduro jedną ręką wybił piłkę. Oskar próbował ponownie w 42. minucie, tym razem zatrzymany przez rykoszet. Największe emocje zostały na 45. minutę i przeszły w doliczony czas: mowa o weryfikacji VAR potencjalnego karnego przy strzale Afimico Pululu, który padł następnie w polu karnym. Wcześniej jednak arbitrzy dopatrzyli się ręki zawodnika z Podlasia. Do przerwy nic nie wpadło.
Białostoczanie szukali agresywnego wejścia w drugą połowę, jednak plany walki o pełną pulę wzięły w łeb po godzinie na boisku, gdy Afimico Pululu otrzymał żółtą kartkę, ale po interwencji VAR bezpośrednią czerwoną. Decyzja bardzo dyskusyjna, ale nieodwołalna. Za to reakcja Jagi była modelowa: prowokowali faule i szybko zapewnili rywalom dwie żółte kartki, a w 72. minucie nawet wyprowadzili atak.
Ostatnie minuty były prawdziwym testem wytrwałości dla białostoczan, którzy do ostatniej z aż sześciu minut walczyli o utrzymanie tego wyniku. Duma Podlasia wraca z Alkmaar z punktem. Kończy rozgrywki ligowe na 17. miejscu, co oznacza, że w 1/16 finału nie będzie rozstawiona.

