Sobotni mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla przyjezdnych, już po trzech minutach Mateusz Żukowski doszedł do pierwszego groźnego strzału, który Julian Krahl bronił kolanem. W 17. minucie Polak walczył o pozycję z Maxwellem Gyamfim, a pechowe trącenie piłki przez defensora skierowało ją w światło bramki. Krahl obronił, jednak dobił do siatki Baris Atik, otwierając wynik.
Sprawdź szczegóły meczu Kaiserslautern - Magdeburg

Mecz miał kompletnie niespodziewany przebieg: po straconym golu gospodarze nie mogli się pozbierać, a Magdeburg tworzył kolejne okazje. Krahl uratował miejscowych przed strzałem Herchera po 30 minutach, spychając piłkę nad poprzeczkę. Ale goście podwoili prowadzenie: w 35. minucie Mateusz Żukowski zszedł z lewej do środka. Pierwszą próbę zatrzymali obrońcy, ale doszedł do drugiej i huknął z 20 metrów, zaskakując bramkarza Kaiserslautern.
Polski napastnik miał jeszcze okazję przed przerwą, ale nie domknął akcji strzałem w 41. minucie. Wydawało się, że gospodarze się nie pozbierają: najlepszą okazją był strzał Joly’ego w doliczonym czasie, a tuż po przerwie Alexander Nollenberger pięknie zmieścił piłkę w bramce po zejściu ze skraju pola karnego. Było 3:0 i mecz wydawał się zamknięty.
Tymczasem w 53. minucie Daniel Hanslik przywrócił Kaiserslautern do życia perfekcyjnie celnym uderzeniem po ziemi, a już dwie minuty później otrzymali rzut karny, również fantastycznie wykorzystany przez Marlona Rittera. Po godzinie Magdeburg zaczął znów budować przewagę, ale bez efektów. Miał czego żałować Żukowski: w 62. minucie spalił i uderzył wprost w Krahla, cztery minuty później uderzał zbyt czytelnie, a w 80. minucie piłkę skierował nad bramką.
Zarobił jeszcze żółtą kartkę za ostre wejście, choć to marnowanie kolejnych okazji bolało bardziej. Gdyby Kaiserslautern zdołało wyrównać w końcówce, to Żukowski plułby sobie w brodę najbardziej – to on oddał więcej strzałów niż ktokolwiek inny i mógł z powodzeniem kończyć mecz przynajmniej z dubletem po pięciu próbach.
A jednak udało się utrzymać prowadzenie 3:2 aż do dziewiątej z sześciu doliczonych minut i Polacy (bo w drugiej połowie do Żukowskiego dołączył też solidny Dariusz Stalmach) mogli świętować zakończenie 2025 roku poza strefą spadkową. Do bezpieczeństwa jeszcze daleko, ale 10 punktów z ostatnich czterech meczów to fantastyczny bilans.
Jeszcze lepiej wygląda dorobek Żukowskiego. Od wejścia do drużyny w listopadzie 24-latek zdobył już cztery gole i zaliczył jedną asystę – ostatni raz taki dorobek bramkowy w jednym sezonie miał w rezerwach Śląska, a przecież rozegrał dopiero pięć meczów w 2. Bundeslidze i jeden z Pucharze Niemiec.
